A chodź jedź do Turcji!

Tymi słowami koleżanka zaproponowała mi pracę w tym pięknym i egzotycznym kraju. Egzotycznym pod wieloma względami. Znajdziecie tu opowieść o tym, jak żyje się i pracuje w Turcji a także mnóstwo porad dla turystów, którzy zastanawiają się co ich tam może czekać.

wtorek, 6 października 2015

Trzy rzeczy, których w Turcji nie lubię

Ten wpis zainspirowany jest jesiennym projektem Klubu Polki na Obczyźnie dedykowanym akcji Przemka Skokowskiego “Austostopem dla Hospicjum”
Więcej o projekcie i akcji znajdziecie tutaj: Klub Polek na Obczyźnie


Oczywiście, Turcję jako miejsce mojej pracy i życia wybrałam z własnej woli i nadal kocham tu mieszkać. Nie oznacza jednak, że jestem ślepa na wady tego kraju i jego mieszkańców. Na szczęście jest ich tylko kilka, a plusów życia tutaj jest dużo więcej niż minusów. Jestem dowodem na to, że w tak odmiennie kulturowym kraju można żyć i czuć się dobrze.

Faktycznie jednak życie na obczyźnie nie jest tylko usłane różami. Oto moje trzy rzeczy, których w Turcji nie lubię:

1. Śmiecenie - koszy na śmieci na ulicach nie ma prawie wcale, ludzie wyrzucają trzymane w ręku śmieci tam, gdzie akurat stoją. Na chodniki, skwery, parki i ulice. Najbardziej jednak wkurzają śmieci wyrzucane przez okno samochodu. "Płacę podatki - niech sprzątają po mnie" kiedyś usłyszałam... Nadal tego nie umiem zrozumieć. Turcy są patriotami - wszędzie można zobaczyć ich flagę, kochają swój kraj i są z niego dumni. Jednocześnie zaśmiecają swoją piękną ojczyznę.

2. Biurokracja -  dla kogoś, kto od dwudziestego roku życia mieszka sam i sam wszystko załatwia, starcie z turecką biurokracją jest traumatyczne. Nawet w urzędach do spraw obcokrajowców ciężko się porozumieć w jakimkolwiek innym języku niż turecki. Załatwiając coś zawsze muszę prosić moich tureckich znajomych o pomoc w tłumaczeniu i zrozumieniu szeregu idiotycznych procedur. Mój paszport i Ikamet (karta stałego pobytu) były kserowane już tyle razy, że powinny wyblaknąć.

3. Bezdomne zwierzęta - Turcja ma z tym duży problem. I nie za bardzo wie jak sobie z nim poradzić. Idea kastrowania zwierząt dopiero tu raczkuje, tak samo jak świadomość Turków w tej sprawie. Co roku ogromna liczba zwierząt ginie pod kołami samochodów lub z głodu czy chorób. Tureckie schroniska dla zwierząt ledwo są w stanie wyżywić i zapewnić podstawową opiekę dla swoich podopiecznych. Na szczęście o lepszy los zwierząt zaczynają walczyć organizacje pozarządowe, w tym ta w moim mieście, do której sama się przyłączyłam - Kusadasi Paws and Claws. Każdy kto chce pomóc nam w opiece nad ulicznymi zwierzętami może za pomocą Pay Pal wysłać nawet drobne sumy na mail: oyamd@sbcglobal.net (NIE . com)!



środa, 19 sierpnia 2015

Wielka panika bo Syria.

Dawno mnie tu nie było.
Wpadłam w zawód i życie pilota. Spędzam trzy dni w tygodniu w Istambule a pozostałe w Kusadasi.
Nauczyłam się spać w autobusie, co jeszcze pół roku temu było dla mnie czarną magią i niemożliwością.
Praca pilota to jedno wielkie combo, trzeba być chodzącą encyklopedią, przedszkolanką (i to dla dorosłych), negocjatorem i sprawnym organizatorem.
Nie wiadomo, czy sezon nie zakończy się szybciej ze względu na całą tą sztucznie nadmuchaną panikę w polskich mediach. Znaleźli sobie temat zastępczy, w Polsce nowy prezydent z zaprzysiężenia robi mszę, a w mediach jakiś niekompetentny dziennikarz wypowiada się o sytuacji w Turcji.
Szkoda tylko, że nie mówi jak wielkim krajem jest Turcja i że z kurortów do Syrii jest od 1600 do 1000 kilometrów. Prawie tyle samo co z Polski do Turcji. Gdyby było tu niebezpiecznie, to mnie by tu nie było.
Nie dajmy się zwariować!
I tu pragnę poruszyć pewną ważną sprawę. Emigranci z Syrii.
Trudno ignorować tą masę biednych ludzi, kiedy jadąc po swoich turystów o 4 nad ranem widzę jak dobijają na brzegi plaży w tych posklecanych szalupach. Trudno nie widzieć, że cały majątek życia mają popakowany w torby po śmieciach. Trudno ignorować coś, co widzisz na co dzień. Trudno ignorować cudze nieszczęście, gdy widzi się je na wyciągnięcie ręki, nie zza szyby telewizora którego szerokość ekranu jest często szerokością horyzontów jego widza.
Nóż się w kieszeni otwiera, gdy widzę na facebook'u jak jakieś cwaniaki wrzucają "Nie dla islamizacji w Europie" ze zdjęciami Syryjskich emigrantów.
Ciekawe co jeden z drugim zrobiliby gdyby mieszkali w kraju ogarniętym wojną, bali się o życie swoje i swoich dzieci. Czy ktoś z was wie jak to jest każdego dnia zastanawiać się, czy wróci się do domu, czy twoje dzieci wrócą ze szkoły?
Ktoś, kto ucieka przed religijnym fanatyzmem raczej nie będzie chciał tego samego w miejscu swojego schronienia. Za dobrze wie już jak się fanatyzm kończy, więc bajki jak to uchodźcy zislamizują Europę to żaden argument. Spójrzmy na fakty:
Polska biednym krajem?
- Około 1,3 miliarda ludzi na świecie żyje za mniej niż 1 dolara dziennie, połowa ludności świata (ok. 3 miliardów) żyje za mniej niż 2 dolary dziennie; 
- 1,3 miliarda ludzi nie ma dostępu do czystej wody, 2 miliardy nie ma dostępu do elektryczności, 2,7 miliarda dzieci nie ma dostępu do opieki medycznej, 6,4 miliarda dzieci nie ma domu.
- Produkt Krajowy Brutto 48 najbiedniejszych krajów świata (czyli prawie ¼ ludności świata) jest mniejszy niż łączny majątek trzech najbogatszych ludzi na świecie.
Czy w obliczu tych danych na prawdę mamy śmiałość twierdzić, że Polska jest biednym krajem? My nie mamy pojęcia o  nieszczęściu wojny domowej, o skrajnej biedzie, która dotyka uchodźców,
Żyjemy w państwie w którym rocznie wyrzuca się 9 milionów ton jedzenia!
Ciekawe, czy idioci nie chcący pomóc uchodźcom mieli by odwagę powiedzieć to w oczy tym ludziom. Podejść do matki z małym dzieckiem na ręku, której majątkiem jest do połowy zapakowana czarna torba na śmieci i powiedzieć: "Nie pomogę Ci, bo wierzysz w niewłaściwego Boga"...

piątek, 29 maja 2015

Pierwsze wrażenia.

Pierwsze wrażenia.
Będzie to chaotyczny spis rzeczy, które jako pierwsze rzuciły mi się w oczy i zasługują na wzmiankę:
1. Kierowcy.
Krótko mówiąc szaleńcy traktujący znaki drogowe tylko jako sugestie. Cóż się dziwić, jeszcze 1990 roku prawo jazdy można było tu otrzymać zdając egzamin teoretyczny... i już. Można sobie wyobrazić jak to wygląda w praktyce - burdel ogarnięty pożarem. Każdy zatrzymuje się jak chce (nierzadko kogoś zastawiając), każdy jeździ jak chce. Ma to swój urok i świeży powiew wolności jakiej nie uświadczymy w naszym kraju. Na pewno kiedyś więcej się rozpiszę na temat tego jak się jeździ w Turcji.
2. Jedzenie.
Wrócę grubsza niż wyjechałam!
Pyszne pide - taka turecka wersja naszej zapiekanki, aromatyczne przyprawy, orzeźwiający ayran. A na deser absolutny hit: künefe. W skrócie to zapiekany ser na słodko z syropem z kaymaku. Wielka kaloryczna bomba, ale jaka pyszna!
3. Ezan.
4:30 zaczyna się impreza. Od dziś wiem o której wschodzi słońce, Meczet mam jakieś 100 metrów od mieszkania. Jutro kupuję wiatrówkę. ;)
4. Angielski.
Najlepiej uznać, że w Turcji nikt nie mówi po angielsku. Zaoszczędzi to czasu i rozczarowań.
5. Oko proroka.
Jest wszędzie. W chodnikach, na ścianach, na dachach, na lodówce, w breloczkach, w zapalniczkach i pewnie w wielu miejscach o których nadal nie wiem.
I na deser künefe:

niedziela, 24 maja 2015

Jeszcze trzy dni.

Jeszcze trzy dni do wyjazdu. Na szczęście.
Mam pewien problem z Polską. Może nie nawet z krajem, co z niektórymi jego obywatelami.
Jeszcze dobrze tu nie posiedziałam (trzy tygodnie) a już utwierdziłam się w przekonaniu, czemu nie chcę wrócić. Polacy chcą widzieć się jako światowi, tolerancyjni i otwarci na innych. A przynajmniej za takich chce uchodzić moje pokolenie (prawie trzydziestolatków). Pierwsze wychowane w wolnej Polsce, pokolenie bez europejskich granic, znające języki obce, z wyższym wykształceniem.
Tymczasem mówiąc im o swoim zamiarze spędzenia kilku miesięcy w Turcji usłyszałam takie rzeczy:
-"Może się przefarbujesz, oni tam porywają blondynki do haremów."
-"Po co chcesz jechać do Arabusów/Turasów?"
-"A co ty? Męża tam chcesz znaleźć?"
-"Przecież tam się nie szanuje kobiet!"
-"Ktoś cię okradnie/zgwałci/ukamienuje!"

Normalnie ręce opadają.
Nie chce mi się tu tłumaczyć jak bardzo mylne i bzdurne są to opinie. Najbardziej mnie wkurza jak bardzo są one krzywdzące.
Znam wielu Turków, co prawda do tej pory moje znajomości ograniczają się do Turków/Turczynek będących w moim mieście na Erazmusie, albo kilku znajomych z Niemiec. Może nie jest to reprezentatywna grupa ale coś niecoś wiem już teraz.
I wiem, ze są to wspaniali ludzie! Pewnie, wszędzie trafiają się także szuje i kretyni ale jest to margines. Nie widzę też przeszkód na związek z kimś z Turcji. Jak to ujął mój najlepszy przyjaciel "it's just an ignorance". To tylko ignorancja...
I boli mnie fakt, że tego typu rzeczy wygadują ludzie od których się tego nie spodziewałam. Ot, taka tolerancja na pokaz a w środku nadal polska robaczywka...

piątek, 22 maja 2015

No to jedziemy!

Dzisiaj otrzymałam wizę. Wklejona jest w mój świeżutki paszport. Nigdy do podróży paszportu nie potrzebowałam, choć zwiedziłam wiele krajów. Tych w UE i tych w Schengen.
Tym razem skok na głęboką wodę. Turcja.
Od kilku dni otaczam się rozmówkami polsko-tureckimi, przewodnikami i informacjami z sieci. Mehrabach, gun, gece, giris, cikis, evet, hayir, deprem... Aaaaa! To wszystko tak obco dla ucha brzmiące!
Jeszcze dwa tygodnie temu miałam inne plany, cele przed sobą. Teraz intensywnie przemeblowuje swoje myśli, by dostosować się do nowej rzeczywistości. Wyjeżdżam. Tak bardzo daleko, do tak bardzo odmiennej kultury. I jeszcze będę musiała dbać o innych.
Zostałam tour operatorem w Bodrum. Miasto znane jest jako "turecka Ibiza", położona na pięknym Morzem Egejskim, 300 dni słonecznych w roku (this is Spartaaaaa!). Tyle wiem z przewodników (no, może trochę więcej). Na miejscu czeka mnie tydzień szkolenia, szok temperaturowy i ostry zapierdol. I nawet na to czekam, wiem że sobie poradzę. Nowy zawód łączy się z moimi pasjami - podróżowanie, język angielski, nowe wrażenia.
W tym wszystkim pomagają mi wspaniali przyjaciele z Turcji. Poznałam ich gdy przebywali w moim mieście na wymianie studenckiej. I tym sposobem moje "tureckie erazmusy" utwierdziły mnie w przekonaniu, że Turcja to jest to. Teraz służą mi dobrymi radami, pomagają być zen w starciu z turecką biurokracją, zapewniają, że przyjadą odwiedzić. Z takim wsparciem to na koniec świata mogłabym się przeprowadzić!
Niektórzy nawet reagują jakbym to robiła teraz. I ciężko wytłumaczyć, że ponad 2000km to dziś niecałe 3 godziny lotu. Świat strasznie zmalał od kiedy bracia Wright ogarnęli, że latanie jest możliwe.
Jeszcze niecały tydzień i wylatuję...

Dla zainteresowanych, turecka wiza wygląda tak: